wszystkie dzieci louisa

"Wszystkie dzieci Louisa" Kamila Bałuka to nieprawdopodobna historia ludzi rozsianych po całej Holandii, których pozornie nic nie łączy. Jednak po bliższym przyjrzeniu się im można dostrzec, że większość ma brązowe oczy, śniadą skórę czy podobny kształt twarzy. Okazuje się, że mimo wychowania w różnych rodzinach, łączy ich DNA. Jak to jest możliwe? Koniec lat 70-tych, lata 80. i 90. XX wieku - w Holandii powstają kliniki, które pomagają parom lub samotnym kobietom zostać rodzicami poprzez sztuczne zapłodnienie nasieniem od wybranego dawcy. Matki prawie każdego bohatera z książki w pewnym momencie swojego życia skorzystały z pomocy tych klinik, a dokładniej z jednej - w Barendrechcie, prowadzonej przez dr Karbaata.

Początkowo Kamil Bałuk w swoim reportażu skupia się na losach kilku głównych bohaterów – m.in. Amandy, Maaike i Matthijasa, którzy rozpoczęli poszukiwania swoich korzeni, jednak oprócz odnalezienia biologicznego ojca, znaleźli również inne osoby, z którymi łączą ich więzy krwi. I nie chodzi o dodatkowego brata lub siostrę, ale o ponad trzydzieści braci i sióstr, a to najprawdopodobniej jeszcze nie koniec. Poza niesamowitą i wielowątkową historią rozrastającej się rodziny, możemy zagłębić się w trudny i delikatny temat, jakim jest sztuczne zapłodnienie – mamy tu historię klinik, podejście społeczeństwa do ich działalności, lekarzy, dawców i problem ich odpowiedzialności za powołane życie. Czytając te historie warto się zastanowić, czym tak naprawdę jest rodzina? Jak brak wiedzy o swoim pochodzeniu wpływa na nas? Mimo że Kamil Bałuk zarzuca czytelnika imionami, nazwami miast, skacze od losów jednego bohatera do drugiego, opowiada nam historię z 1865, następnie z 1981, a potem z 2014, to jednak łączy wszystkie wydarzenia w sensowną całość, którą świetnie się czyta.

E. Równicka