chłopki

"Dzieci trzeba było bawić, paść krowę na łące nad Wisłą, rąbać drzewo, sprzątać w mieszkaniu, karmić świnie, drób, prać pieluchy i nosić wodę. A do szkoły tylko czasami" - tak według relacji jednej z dziewczynek wyglądało życie setek tysięcy chłopskich córek w Polsce na początku XX wieku. Za wikt i opierunek kilkuletnie dziewczynki były zabierane z rodzinnego domu przez bogatszych krewnych. Nierzadko trafiały też na służbę do dworów albo ciężko pracowały na emigracji. Joanna Kuciel-Frydryszak w swoim reportażu "Chłopki" dała wiejskim kobietom prawo opowiedzenia swoich historii - pełnych krzywd, głodu, katorżniczej pracy i upokorzeń. Jadwiga bez butów nie mogła chodzić do szkoły, ale mądra matka znalazła sposób i to brat nosił Jadzię na plecach, a do klasy wchodziła już na bosaka. Magdalena, podobnie jak jej babka i matka, zajmowała się obejściem i całą gospodarką, ale była uparta, więc skończyła szkołę i wyjechała na studia do Krakowa.

Maria i Wiktoria aktywnie uczestniczyły w zajęciach Uniwersytetu Ludowego, który na wsiach niósł kaganek oświaty i próbował podźwignąć polską wieś z biedy i zacofania, otwierając ją na naukę, kulturę i rozwój. Jadwiga trafiła do hrabiowskiego pałacu, bo nie było jej stać na naukę w seminarium nauczycielskim. Miała jednak dużo szczęścia - jej chlebodawcy okazali się mądrymi ludźmi i wspierali dziewczynę aż do ślubu, a jej przyszłemu mężowi znaleźli pracę w stolicy. "Chłopki" pokazują bez lukru bardzo ciężkie życie naszych prababek, ale też często niezwykłą siłę kobiet do walki o lepsze jutro dla rodziny i dzieci. Nawet jeśli po ukończeniu czterech klas w wiejskiej szkole same nie mogły się dalej kształcić, to robiły wszystko, by ich dzieci już taki los nie spotkał. Autorka odrobiła reporterską lekcję celująco. Prawie każdy z nas może w tej wstrząsającej miejscami książce odnaleźć swoją prababkę czy kogoś z bliskiej rodziny.
K. Pluta