Rzeznia numer 5

Opowieść o życiu Billy’ego Pilgrima towarzyszy mi od prawie czterdziestu lat. Jedno z najważniejszych dzieł antywojennych przeczytałam pierwszy raz w liceum. Potem wracałam do powieści Kurta Vonneguta kilka razy. Gdy zobaczyłam komiksową adaptację tego klasycznego dzieła, byłam prawie pewna, że nie będzie udana. Na wszelki wypadek nie czytałam żadnych o niej opinii. Okazało się jednak, że scenarzysta Ryan North, nagrodzony Eisnerem za „How to Invent Everything” oraz rysownik Albert Monteys, nominowany do Eisnera za „¡Universo!”, poradzili sobie świetnie. „Rzeźnia numer pięć, czyli krucjata dziecięca” wiernie oddaje specyficzny styl Vonneguta - w komiksie pojawiają się wszystkie ważne wątki powieści, a przeskoki czasowe są wyraźnie zaznaczone. Wojna, podróże na inną planetę i czasy powojenne.

Zastanawiałam się, czy adaptację zrozumieją osoby, które nie znają oryginału i uważam, że jak najbardziej. Autorzy wykorzystali kolor, rysunki są precyzyjne, a kreska idealna, bo w oldschoolowym stylu. Komiks nie zastąpi jednak powieści. W obliczu dzisiejszych kryzysów przesłanie książki Kurta Vonneguta nabiera nowego znaczenia. Tym bardziej, że oryginał jest powieścią mocno biograficzną - Vonnegut opisał w niej własne doświadczenia z czasów, kiedy jako jeniec wojenny był świadkiem bombardowania Drezna - najbardziej kontrowersyjnego ataku aliantów na miasto bez strategicznego dla wojny znaczenia. Komiks "Rzeźnia numer pięć, czyli krucjata dziecięca" jest, moim zdaniem, przystępniejszy niż powieść, a dzięki rysunkom łatwiej trafia do czytelnika.

K. Pluta