Plon

"Plon" Tary June Winch to wielowymiarowa, misternie skonstruowana powieść, w którą warto się zagłębić. Składa się z trzech głównych wątków narracyjnych, zostawiających sporą przestrzeń dla czytelnika na tworzenie własnych połączeń i snucie domysłów. Pierwszy z nich to fragmentaryczny słownik języka Wiradjuri, jednego z rdzennych ludów Australii, do którego należy także Tara June Winch. Jego autorem w powieści jest Albert Gondiwindi, który wyjaśnia znaczenia poszczególnych słów, a z każdym z nich wiąże się jakaś historia, najczęściej osobista i rodzinna, a czasem mitologiczna. To nie tylko słownik, ale też swoista kronika losów rodziny Gondiwindich, pełna tragedii i niespełnionych szans.

Drugi wątek dotyczy August, wnuczki Alberta, która powraca z Anglii do Australii na pogrzeb dziadka. August musi się zmierzyć nie tylko z przeszłością – rodziną, z którą nie widziała się od lat, wspomnieniami o siostrze, zaginionej w niewyjaśnionych okolicznościach – ale też z najnowszymi problemami. Lokalna społeczność jest zagrożona utratą swojej ziemi – wszystko przez powstanie w okolicy dużej kopalni. Ostatni element układanki to list wielebnego Ferdinanda Greenleafa, napisany w 1915 roku, relacjonujący jego działalność misjonarską, która ostatecznie przyniosła więcej szkody niż pożytku. Pomimo dobrych intencji, Greenleaf zdaje sobie sprawę, że jego obecność wśród rdzennych ludów Australii nie była niewinna, a w połączeniu z polityką rządu przyczyniła się do ogromnego zła – rozdzielania dzieci od rodziców, wymierania kultur i języków oraz niepotrzebnych i okrutnych śmierci. "Plon" Tary June Winch mistrzowsko splata te wszystkie narracje w niezwykle bogatą i głęboką opowieść o grzechach kolonializmu, walce o przetrwanie rdzennych tradycji i trudnych powrotach do korzeni. To także poruszająca historia o słowach, które są jednocześnie ulotne i mają w sobie wielką moc.

K. Kućmierz