od katowic

Najpierw był spacer śladami ostatniego sołtysa wsi Katowice, Kazimierza Skiby, potem poznaliśmy kolejne opowieści o ludziach z miastem związanych, by finalnie wylądować w dzisiejszych czasach, w których postindustrialne budynki stają się galeriami sztuki. Czekałam na ten reportaż z niecierpliwością i było warto. Anna Malinowska w książce "Od Katowic idzie słońce" z ogromną precyzją opowiada historię Katowic za pomocą ludzkich historii. Jak sama pisze - "miasto to opowieść, która się składa z tysięcy drobnych historii". Oprócz Skiby, który nie chciał zostać miastowym, mamy tu opowieść o prozaiku i publicyście Wilhelmie Szewczyku, którą opowiada jego córka. Jest wycieczka do kopalni pod ziemię i opowieść o górniczej codzienności.

Autorka podejmuje temat masowych emigracji do RFN, opowiada o strzałach na "Wujku" w stanie wojennym i o górnikach z Grupy Janowskiej, którzy swoją sztuką, często naiwną, pięknie i kolorowo opowiadają o Śląsku. Za serce chwyta też historia trzech licealistek skazanych przez sąd za protest przeciwko zmianie nazwy miasta na Stalinogród. Każda kolejna opowieść pokazuje, jak bliskie sercu Anny Malinowskiej są Katowice. Wychowana na górniczym Giszowcu potrafi krytycznie pisać o pracy w kopalni, jednocześnie jest uważną obserwatorką i świadkiem przemiany Katowic z miasta węgla i stali w nowoczesną stolicę aglomeracji, która musi stworzyć na nowo swoją tożsamość. I pomyśleć, że 157 lat temu Katowice były błotnistą wsią, liczącą niespełna 5 tysięcy mieszkańców.

K. Pluta