Porozmawiajmy o Osieckiej – 6. spotkanie DKKŻycie kochanie trwa tyle co taniec, fandango, bolero, be-bop, manna, hosanna, różaniec i szaniec, i jazda, i basta, i stop.

Każdy z nas na pewno zna słowa słynnej piosenki Agnieszki Osieckiej „Niech żyje bal”, którą w mistrzowski sposób, do dzisiejszego dnia, wykonuje Maryla Rodowicz. Każdemu z nas nie jest obce porównanie życia do tańca i tak też o swoim życiu opowiada nam Agnieszka Osiecka w wywiadzie z samą sobą – w książce „Rozmowy w tańcu”. Z tej autobiograficznej spowiedzi dowiadujemy się jak postrzegała siebie, ludzi i życie nasza słynna tekściarka, nad czym dumała wieczorami, czego żałowała, kogo spotkała na swojej drodze (a były to osoby wybitne), jak bardzo wszystko rozważała, jak bardzo lubiła topić smutki i radości w alkoholu.

Oczywiście jest to opowieść subiektywna – przecież rozmawia sama ze sobą i zawsze może ominąć trudny lub krępujący temat, tym niemniej odsłania przed czytelnikami najbardziej wstydliwe tajemnice oraz dwoistość swojej natury, która nie umie pozostać w stabilności i bezruchu, co najdobitniej przedstawia nam „Piosenka o dwóch miastach”:

...A jedno z tych miast

nazywa się „TAK”,

a drugie z tych miast

nazywa się „NIE”,

a ja – między nimi – jak pociąg we mgle…

Mam nerwy napięte i serce jak wrak –

wciąż między miastami –

tym „NIE”,

i tym „TAK”…


W mieście NIE – wszystko martwe i wystraszone,

niczym gabinet wyściełany troską,

w mieście NIE – ściany z fałszu, z biedy – balkony,

posadzki żółcią bielone, nie z wosku.

Przedmiot tam każdy w sobie się chowa

i podejrzliwie patrzą portrety.

Śmieszny, kto czeka dobrego słowa

lub kwiatka, lub miłej kobiety.

 

Tam tylko słychać stuk maszyn we śnie,

jak piszą przez kalkę – „Nie, nie, nie. Nie, nie”.

A kiedy na dobre zapadnie już mrok,

to balet przywidzeń oglądasz co krok,

i tylko ten stukot, stuk maszyn we śnie,

jak piszą przez kalkę: „Nie, nie, nie. Nie, nie”.

I stawaj na głowie, i grzeb się po dnie –

o bilet niełatwo, by zwiać z miasta „NIE”.

 

W mieście TAK życie płynie podobnie do pieśni.

To miasto otwarte, jak gniazdo, dla gości.

Dziewczyna bez wstydu podaje ci piersi

i szepce na ucho: „Nieważne… No coś ty…”.

A gwiazda z obłoków zagląda ci w oczy

i gdy tylko zechcesz – do rąk twych zeskoczy.

 

I dokąd zapragniesz – popłyniesz wnet, głupcze,

na statku, wielbłądzie, pociągiem, na kutrze,

i woda w źródełkach, i potok, i mak,

powtarza ci do snu: „Tak, tak, tak. Tak, tak”.

 

Tylko, po prawdzie, to nudno jest czasem

tak za nic, po prostu, mieć pieśń i kiełbasę,

więc wiercisz się, kręcisz i czegoś ci brak

w tym mieście rozkosznym, w tej dziurze, w tym „TAK”.

…Gdzie woda w źródełkach i potok, i mak –

Powtarza ci do snu: „Tak, tak, tak. Tak, tak”.

 

Więc póki sił starcza,

i póki się tlę,

to gonić wciąż będę

od TAK aż do NIE,

i chociaż mi serce łomoce jak wrak,

zostanę w tej drodze

od NIE,

hen –

do TAK.

 

A jakie pytania zadaje sobie i nam Osiecka w „Rozmowach w tańcu”, nad czym rozmyśla podczas długich wieczorów – pochmurnych, pogodnych, dżdżystych, upalnych ze skłonnością do burz, mroźnych, bezwietrznych etc.? Zastanawia się przede wszystkim nad ludźmi – ich zmieniającym się obliczem, ich społecznymi uwarunkowaniami, ich gonitwą za życiem. Przygląda się sobie i innym z niesłabnącym zaciekawieniem, czasami z zażenowaniem, możliwe że również z rozgoryczeniem i tęsknotą za minionym – ale czas płynie, przemija i zmienia oblicza swoich dzieci, i czy to się komuś podoba czy nie, nasz taniec kiedyś musi się skończyć, ale zanim to nastąpi zastanówmy się razem z Agnieszką Osiecką nad kilkoma kwestiami. Po pierwsze, czy prawdą jest stwierdzenie, że: „Im większa jest samotność artystów, tym bardziej potrzeba im luster”? Czy Osiecka ma rację mówiąc, że „Nie warto schodzić z drzewa, żeby pełzać. „Wyższy poziom” to nie są słodkie słówka i dobre maniery. To jest jaka taka wrażliwość na drugiego człowieka. Zdolność do czułości. Uwolnienie się od tego jakiegoś chamskiego rechotu duchowego, który się wokół rozlega.”? Czy niedelikatność to „rodzaj totalnej głuchoty uczuciowej” i „agresywność towarzyska”? Czy Bóg ponosi odpowiedzialność za swoje czyny? Czy w konsumpcjonizmie zagubiliśmy duszę? Czy faktycznie „Normalni ludzie, ludzie z sercem i z babcią, wyglądają jak wykopaliska, jak anioły zostawione w szatni.”? I w końcu czy prawdą jest stwierdzenie, że „wychowanie małego człowieka to jest taka szamotanina jak z przeznaczeniem. W pewnym momencie czujesz, że nie sposób przeskoczyć intencji Pana Boga, albo, jak powiada Przybyszewski – nie sposób wyskoczyć z toru wyznaczonego przez gwiazdę.”?

To jedne z wielu pytań, które stawia – sama sobie i czytelnikom – Agnieszka Osiecka. I chociaż nie sposób opisać człowieka – jego życia i dzieła – na podstawie jednej książki, i „Rozmowy w tańcu” nie wyczerpują tematu, a jedynie pomagają nam go zgłębić, to warto po nie sięgnąć, chociażby po to, by dowiedzieć się jak Osiecka chciała nam się zaprezentować, bo przecież pokazała nam siebie tylko w granicach jakie sama sobie narzuciła. Czy była ze sobą i z nami całkiem szczera? O tym przekonacie się czytając „Rozmowy w tańcu”.

 Porozmawiajmy o Osieckiej – 6. spotkanie DKK  Porozmawiajmy o Osieckiej – 6. spotkanie DKK  Porozmawiajmy o Osieckiej – 6. spotkanie DKK  Porozmawiajmy o Osieckiej – 6. spotkanie DKK
 Porozmawiajmy o Osieckiej – 6. spotkanie DKK    

DKK dyskusyjny klub książki 2